Jutro mijają dwa lata od pierwszego postu, więc można sobie pozwolić na pewne podsumowanie.
Te dwa lata pozwoliły na w miarę dokładną obserwację schronu w zmiennych warunkach, co pozwala na wyciągnięcie pewnych wniosków.
Przede wszystkim schron jest zalewany przez wodę z opadów. Dochodzi do tego podczas ulew lub roztopów praktycznie corocznie. Podczas takiego zalania schron może zostać zalany aż po strop, co czyni nieuzasadnioną praktycznie każdą próbę umieszczania w nim jakiś eksponatów.
Po takim zalaniu woda we wnętrzu schronu opada do poziomu otworu nawiewnego do piecyka i dalej ze względu na szczelną izolację fundamentu nie wypływa. Ponieważ w chłodnym schronie praktycznie nie wyparowuje, zalega kilkunastocentymetrową warstwą przez kilka miesięcy.
Drugim źródłem wody we wnętrzu, o wiele mniejszym, ale groźniejszym, jest woda przeciekająca mikropęknięciami z wanny stropowej. Groźniejszą gdyż powoduje ona korozję węglanową betonu i korozję wkładek zbrojeniowych, znacznie już posuniętą.
Woda gruntowa praktycznie nie nawilgaca schronu. Wpływ zapadliska za drogą od północy powoduje że w ciągu dwóch lat obserwacji nie wystąpiła praktycznie sytuacja na tyle dużego i długotrwałego podniesienia poziomu wód gruntowych, by zagroziło to zalaniem schronu.
----------------------------------------------------------
Stąd działania zmierzające do zabezpieczenia schronu przed wodą powinny się ograniczyć do:
1. Ograniczenia możliwości napływu wody do wykopu z otwartych pól na południe od schronu.
2. Rozszczelnienia schronu przez wykonanie otworu z poziomu posadzki do studzienki chłonnej lub złoża żwirowego na zewnątrz.
3. Starannego uszczelnienia wanny stropowej by ograniczyć penetrację betonu schronu wodą opadową.
Wykonywanie drenażu opaskowego czy odprowadzenia do kanalizacji deszczowej na tym etapie jest nieefektywne, gdyż niski poziom wód gruntowych rozwiązuje (po rozszczelnieniu) problem wody w schronie.
Oczywiście po zasypaniu zapadliska od północy i utwardzeniu drogi sytuacja może się zmienić, ale póki co to odleeeeegła przyszłość.
------------------------------------------
Ale co na już.
Póki co widać, że Koło Tychy wzięło sobie cokolwiek za dużo na pukiel i nie wyrabia. Z posiadanych informacji sytuacja raczej się nie poprawi, gdyż Kołu aktywnych członków ubyło, a aktywność (i serce) koncentruje się w powiecie mikołowskim, nie pszczyńskim.
Cóż można rozpatrzyć ? Myślę, że rzucony tu pomysł spontanicznej akcji wspomagającej Koło Tychy w renowacji schronu przy Zamelu jest jakimś rozwiązaniem.
Póki co krasnoludki usunęły wodę z wnętrza schronu, wczoraj wyglądał tak:

(Ktoś dorzucił jeszcze paletę) i go posprzątały, by apel na tablicy nie był cokolwiek groteskowy:


Zostały tam drobne śmieci do posprzątania jak kałuże w środku wyschną.
Jeżeli Koło przyjmie taką pomoc, to od siebie deklaruję pomoc w zakresie logistyki w części „materiałowej” (z wyjątkiem malowania w paćki, z czym się nie zgadzam). Jako miejscowemu jest mi łatwiej. Natomiast musiałby być ktoś biorący na siebie sprawy „kadrowe”, z Koła lub działający w porozumieniu z nim.
Jako że udana akcja spontaniczna wymaga wyjątkowo starannego przygotowania, jeżeli taka osoba się znajdzie, prosiłbym o kontakt. Czasowo i technologicznie byłyby to z 2-3 popołudnia dla 1-2 osób plus jedna sobota głównie „do łopaty” dla większej liczby. Najlepiej we wrześniu, październiku.