1.09.1939 "Festung Glazin"

Śląskie miejsca bliższe i dalsze Rybnikowi
Czerwionka-Leszczyny, Jastrzębie-Zdrój, Knurów, Lyski, Racibórz, Rudy, Wodzisław Śląski, Żory...
Lonewolf
Szeregowy
Posty: 48
Rejestracja: 5 lis 2011, o 21:17
Lokalizacja: Radlin/Syrynia

1.09.1939 "Festung Glazin"

Nieprzeczytany post autor: Lonewolf »

Na przestrzeni minionych 70 lat ukazało się wiele publikacji omawiających starcie żołnierzy polskich z wkraczającą do Radlina w dniu l września 1939r pancerną kolumną Wehrmachtu. Już na początku września 1939r jedna z gazet niemieckich donosiła o klęsce oddziałów polskich w Radlinie — Głożynach chełpiąc się że „ [...] o godzinie 8.30 została polska twierdza Głożyny zdobyta"1. W okresie PRL starcie to zaliczane było do tych wydarzeń wojny obronnej 1939, kiedy polski dowódca rozkazał swoim żołnierzom wyposażonym w broń osobistą walczyć z niemieckimi czołgami.
Również opracowania książkowe, jak też artykuły prasowe, które ukazały się po 1990 roku zawierają wiele rozbieżnych informacji na lemat boju w Głożynach. Przyczyn tych rozbieżności należy dopatrywać się w tym, że Głożyny nie były przewidziane jako miejsce oporu na tzw. „pozycji przesłaniającej", chociaż w literaturze wojskowej są do tych walk zaliczane. Starcie polsko - niemieckie w Głożynach było przypadkowe, trwało krótsię domu Szwaba. Był to dla obsługi rkm »\gnai, z c nudcs/iu oupowicuiiia chwila do unieszkodliwienia tej grupy agresorów. Atak z zaskoczenia okazał się skuteczny. Po wystrzeleniu wszystkich nabojów obsłudze rkm udało się wycofać. Z 15-osobowej dobrze uzbrojonej obsady motocykli, przy życiu pozostało prawdopodobnie tylko czterech w tym jeden ciężko ranny.
Niektóre źródła podają, że zginął także dowódca prowadzący grupę rozpoznawczą. Wśród Niemców powstał popłoch. Przy¬puszczano że napotkano na nierozpoznaną przez wywiad niemiecki polską linię obrony. Kiedy wymiana ognia ucichła, nadjechał niemiecki wojskowy samochód skrzyniowy do przewozu żołnierzy piechoty, na który pospiesznie ładowano zwłoki poległych motocyklistów. Z relacji Henryka Sosny wynika, że poległych w tym starciu Niem-ców mogło być powyżej 10. Sterta ich ciał ułożonych w skrzyni samochodu wojskowe¬go wystawała powyżej burt. „Raus" - taki rozkaz usłyszał Sosna, kiedy zajmujący się poległymi zorientowali się, że są obserwo¬wani przez miejscowego Polaka.10
ko, lecz straty w ludziach po obu stronach były znaczne - łącznie około 18 poległych i 6 rannych żołnierzy, co zostanie przedstawione później.
Również autor tego opracowania dokonał znacznych zmian i poprawek w stosunku do wv,'i'śnici omiHikow nnvch swoich tekstów o boju w Głożynach. Wpłynęły na to uzyskane nieznane dotychczas relacje świadków tego wydarzenia, również jeszcze żyjących, które włączono do tekstu. Najpierw jednak wypada omówić wydarzenia, na skutek których doszło do walki w Głożynach.

Zniszczenie tunelu kolejowego w Rydułtowach jako jedna z pierwszych zapór przeciw niemieckiej agresji militarnej


W sąsiadujących z Radlinem Rydułtowach znajdował się istniejący do dzisiaj 727m długi tunel kolejowy, nad którym przebiegała szosa Racibórz - Rybnik. Zablokowanie tych mających strategiczne znaczenie linii komunikacyjnych mogło spełnić ważną rolę w opóźnieniu posuwania się sił Wehrmachtu w głąb Polski, jak też utrudnić dostarczanie zaopatrzenia. Dowództwo Armii Kraków przewidziało wysadzić tunel w przypadku agresji niemieckiej. Zaminowanie tunelu powierzono wysłanemu z Pszczvnv plutonowi saperów z 20 pułku piechoty pod dowództwem plutonowego podchorążego Stanisława Czubasiewicza. Saperzy w końcowych dniach sierpnia 1939r przybyli do Rydułtów. Zaminowanie udało się szybko wykonać dzięki pomocy pracowników wyższego dozoru górniczego i kilku górników strzałowych kopalni „Charlotte". Dla wzmocnienia saperów dowództwo stacjonującej pod Pszczyną 6 Dywizji Piechoty wysłało tez do Rydułtów oddział wartowniczy dowodzony przez por. Tadeusza Kupfera.
W dniu 31 sierpnia 1939r przybył do Rydułtów nowy oddział wartowniczy pod dowództwem plutonowego podchorążego Jana Dobesza. a formalna wymiana tych oddziałów miała nastąpić rano dnia l września. Tymczasem z posterunku granicznego w Suminie nadszedł telefoniczny meldunek, że Niemcy wysłali w kierunku Rydułtów pociąg pancerny. Poprzedza go drezyna, na której znajdują się uzbrojeni w ckm trzej żołnierze Wehrmachtu. Po otrzymaniu tej wiadomości por. Kupfer wydał dowodzącemu saperami Czubasiewiczowi rozkaz zdetonowania podłożonych w tunelu ładunków wybuchowych. W liście do redakcji „Gazety Krakowskiej" z roku 1970 uznany uprzednio za zmarłego dowódca oddziału wartowniczego por. T. Kupfer przedstawił swoją wersję powyższych wydarzeń:

„Objąłem dowództwo plutonu wartowniczego nad tunelem kolejowym Rydułtowv k/Rvbnika — Sumina. [...J Moim zadaniem było pilnowanie podminowanego tunelu kolejowego. Tunel bvł około 900 m długości (jego długość rzeczywista wy nos i la 72 7m - dop. B.A.), 3 200 kg trotylu było złożone w 24 komorach. Warta (8 km od granicy) miała rożka: strzelania w nocy, gdy ktoś się nie zatrzymał na rozkaz. Zorganizowałem natychmiast, ze na wypadek alarmu saperzy mieli założyć spłonki (co miało trwać około godzim'). cześć wartowników miała ewakuować ludność mieszkającą nad tunelem, część miała ściągnąć wartę, a reszta zniszczyć urządzenie wartowni i zejść na stację [...]. O 4-tej rano telefon z granicy: ,,Niemcv przekraczają granicę, wykonać rozkaz l". Alarm, posyłam saperów do tu¬nelu, oddział ewakuujący do opróżnienia domów, dzwonię do Pszczyny, że wykonuję rozkaz, i schodzę z resztą żołnierzy na stację, gdzie miał czekać na nas pociąg pancerny. Ale żadnego pociągu nie było [...]. Tunel

został wysadzony. Dałem rozkaz wymarszu w kierunku Rybnika, wzdluz toru kolejowego, licząc się z możliwością dotarcia do naszych sił i ewentualnie spotkania pociągu. Jednakowoż, po kilkunastu minutach 'ujrzałem jakieś czołgi przecinające nam tor kolejowy. Wobec tego zmieniłem kierunek na wschód do Pszczvnv."~
Problem pociągu, który nie przyjechał do Rydułtów aby zabrać saperów i żołnie¬rzy z dwóch oddziałów wartowniczych — łącznie około 70 osób, może wyjaśnić częściowo relacja Stefana Skupnia, któ¬rego ojciec kolejarz wracał w tym czasie z pracy pociągiem osobowym, wysłanym z Rybnika do Rydułtów. Pociąg ten zdążył dojechać tylko do stacji Niewiadom, gdyż dalszą drogę zagrodził mu nieprzerwany sznur pojazdów wojskowych Wehrmachtu zdążających od szosy rybnickiej w kierunku kopalni „Ignacy". Ojciec wysiadł z pociągu i doszedł do domu w Rydułtowach pieszo. Natomiast maszynista odjechał z powrotem w kierunku Rybnika. Niemieccy żołnierze nie reagowali na dziwne manewry maszynisty. Wiele wskazuje na to, że był to pociąg, który miał zabrać polskich żołnierzy.3
Powyższe relacje są tożsame z wersja¬mi przekazanymi przez innych świadków tego wydarzenia. Należy nadmienić, że na zapowiedziany pociąg oczekiwała na dworcu kolejowym w Rydułtowach także kolejowa grupa Przysposobienia Wojskowego i oddział Związku Powstańców Śląskich. Członkowie tych grup rozpoczęli pieszy odwrót z żołnierzami.4
Natomiast różniący się od powyższych relacji opis wydarzenia przedstawił pluto¬nowy podchorąży Jan Dobesz, podając że ,,... Wobec niezdecydowania podporucznika Kupfera, dałem podchorążemu Czubasiewiczowi rozkaz wysadzenia tunelu. Z powodu braku zapalarki podchorąży Czubasiewicz wszedł do tunelu i tam podpalił lonty. W czasie opuszczania tunelu został jednak ranny odłamkiem skały czy kamienia, gdyż lonty były za krótkie w stosunku do czasu potrzebnego na opuszczenia tunelu. [...] Dla naszej ewakuacji stal na stacji przygotowany pociąg składający się z dwóch wagonów i lokomotywy. Kto go przygotował nie wiem. Jednak od jednego z żołnierzy, nie wiem już od którego, dowiedziałem się, że maszynista leży w parowozie zastrzelony przez dywersantów. Było nas wszystkich około 66 żołnierzy, w tym jeden oficer podporucznik Kupfer. Rozpoczęliśmy odwrót pieszo. Jednak dokładnej drogi nie pamiętam, gdyż terenu przez który się cofaliśmy nie znalem. Z dworca szliśmy pomiędzy hałdami, a potem w pobliżu szybu, Reden' ".5

Zawarte w relacji J. Dobesza wydarzenia za wyjątkiem trasy odwrotu nie zostały potwierdzone przez innych świadków. Trzeba zaznaczyć, że zniszczenie tunelu było zarówno dla armii niemieckie] pro-.\auzonej \\ iyjy TOKU u^iaian-ia uujeiinc w Polsce, jak też dla niemieckich władz oku¬pacyjnych, bolesnym ciosem. Zablokowany był ważny szlak kolejowy łączący rybnicki okręg przemysłowy z Dolnym Śląskiem. Odbudowa tunelu trwała długo, mimo że prowadzona była przez renomowaną niemiecką formę „Philips Holzmann" z Berlina. Roboty przy odbudowie rozpoczęto już 8 września 1939 roku, a zakończono dopiero w połowie 1942 roku.6
Jak podano wyżej, decyzję o zmianie trasy odwrotu trzeba było podjąć, żeby ominąć główną kolumnę zmotoryzowaną Wehrmachtu. Blisko 100-osobowa grupa składająca się z żołnierzy, członków Kolejowego Przysposobienia Wojskowego i powstańców znajdowała się wtedy w okolicach wagi węglowej kopalni Ignacy. Pracujący tam Jan Mandrysz 7 podjął się roli przewodnika starając się na przełaj, z pominięciem ważniejszych szos, przeprowadzić grupę przez Głożyny, Radlin II, Marklowice do Pszczyny. Pierwszy szedł por. Kupfer z Mandryszem, za nim kierowali się podzieleni na małe grupy żołnierze zachowując niezbędne odstępy. Niedostrzeżeni przez Niemców przeszli przez Babągórę, by jarami prowadzącymi od szybu Reden dotrzeć do Głożyn. Mieszkańcy domów położonych w pobliżu szybu Reden do dziś mają w pamięci obraz zmęczonych, prawie biegnących w pełnym oporządzeniu żołnierzy. Po przekroczeniu ul. Rymera w okolicach dzisiejszego Kółka Rolniczego grupy znalazły się znowu w jarze, którym można było względnie bezpiecznie dotrzeć do hałd kopalni Emma. Tam miał nastąpić krótki odpoczynek po wyczerpującym mar¬szu. Kilka żołnierzy weszło do stojącego na pobliskiej skarpie domu Wincentego Szwaba. KICI} jiicspuuzicwame /osiai usirzciany uu strony wschodniej z działek niemieckich czołgów. Ich stanowisko znajdowało się w odległości około l km od wyżej wspomnianego domu Szwaba.
O tym zupełnie nieznanym dotychczas epizodzie glożyńskiego boju mówi relacja żyjącego świadka Jerzego Bednorza „Miałem 7 lat. l września 1939 roku miałem iść pierwszy raz do polskiej szkoły. Mój ojciec, który pracował na kopalni Ignacy, wstawał codziennie przed godzina piątą rano. W tym pamiętnym dniu obudził nas również o tej godzinie oznajmiając: wojna!! Zaczęła się wojna. Z naszego domu położonego na tzw ,,Kępie" w rejonie Jasienicza (obecnie ul. Matejki) widać było cała panoramę Babejgóry z kopalnią Ignacy. Widok był niesamowity. Od kopalni Ignacy ulicą Sokolską w dół jechał niekończący się sznur niemieckich czołgów i innych pojazdów wojskowych w kierunku tzw. „maszynioka". Nad tą kawalkadą pojazdów co chwilę przelatywały niemieckie samoloty dodając sytuacji jeszcze większej grozy. W pewnej chwili od kolumny oderwały się 3 albo 4 czołgi, pokonały duże i bardzo v;r ;//v-T"V"v::.;.- <-.;J:z".: ...?<>-iskiem Sokółsk im'' i zatrzymały się juz przed oknami naszego domu. Z wieżyczek czołgów wysunęli się niemieccy żołnierze i przy pomocy lornetek patrzyli w kierunku Głożyn, na które roztaczał się od nas doskonały widok. Przez radiotelefon rozmawiali z żołnierzami niemieckiego zwiadu, którzy prawdopodobnie znajdowali się bliżej Głożvn. Rękami mocno przyciskali do uszu hełmy, w których były mikrofony. W pewnej chwili lufy czołgów nakierowane zostały w rejon byłego boiska piłkarskiego na Głożynach. W krótkich odstępach oddano kilka strzałów z działek czołgowych, po czym nastąpiły znowu rozmowy przy pomocy radiotelefonów. Nastąpił jeszcze jeden wystrzał po którym uśmiechnięci kierujący ogniem żołnierze wsunęli się do wnętrza czołgów, które ruszyły w kierunku Głożyn. Pocisk ten widocznie trafił w żądany obiekt - zaczął się palić na Głożynach dom Szwabów i dwie położone w sąsiedztwie stodoły"'*.
O niemieckich zwiadowcach wysyłanych w teren przylegający do szos, którymi posuwały się zmotoryzowane kolumny Wehrmachtu, dowiadujemy się z relacji Dominika Rducha. Napotkał on w rejonie biertułtowskiego wzgórza cmentarnego żołnierza niemieckiego zwiadu, porozumiewającego się z kolumną pancerną przy pomocy radiostacji plecakowej. Nawet rozmawiał z nim w języku polskim. Jeden z takich zwiadowców zauważył prawdopodobnie uchodzących polskich żołnierzy, i nakierował ogień czołgów na dom Szwaba - o czym pisze w swojej relacji Jerzy Bednorz.
W tym samym czasie dotarło do Głożyn od strony Rydułtów (obecna ulica Domeyki) kolumna pojazdów grupy rozpoznawczej Wehrmachtu. Na jej czele jechał czołg, a za nim w pewnej odległości grupa motocykli wojskowych z przyczepami.
Po minięciu głównego skrzyżowania na Głożynach, w rejonie byłej gospody „Sachsa",
gdzie wojsko niemieckie obserwowała spora gromada głożynian, pojazdy skierowały się obecną ulicą Kardynała Kominka w stronę Radlina Dolnego. Kiedy prowadzący kolumnę czołg znalazł się w okolicy wylotu obecnej ulicy Wrzosowej do ulicy Kominka, a motocykliści na wysokości domów Miki i Sosny, zaczął się palić ostrzelany z rejonu szybu Reden dom Szwaba. Czołg zawraca i jedzie w kierunku pożaru, bowiem niezorientowana w sytuacji obsługa czołgu chce sprawdzić co się dzieje. Palący się budynek opuszczała w tym czasie grupa polskich żołnierzy, którą z bardzo bliskiej odległości ostrzelał zbliżający się czołg ogniem karabinu maszynowego. Byli zabici, ranni, a kilku pozostałych wzięto do niewoli. Ze względu na zaskoczenie grupa ta nie miała żadnych szans obrony. Z wziętymi do niewoli Polakami przybyły oficer niemiecki rozmawiał w języku polskim. Taka sama sytuacja zaskoczenia, lecz dla Niemców niekorzystna miała miejsce w pobliżu domów Miki i Sosny, gdzie zatrzymali się również zdziwieni pożarem motocykliści. Opodal znajdował się z inną grupą swoich żołnierzy por. Kupfer. „RKM na stanowisko" to jego ostatni rozkaz, który usłyszał towarzyszący mu przewodnik Mandrysz. Należało osłonić pozostałych wycofujących się w kierunku hałd kopalni Emma żołnierzy z oddziałów wartowniczych i saperów. Trzech żołnierzy uzbrojonych w rkm wdrapało się na dach przedsionka domu Miki. Stojące przy przedsionku rozłożyste drzewo doskonale maskowało stanowiska rkm. Tymczasem motocykliści zeszli z pojazdów i stojąc w grupie (15 osób) naradzali się,

się domu Szwaba. Był to dla obsługi rkm »\gnai, z c nudcs/iu oupowicuiiia chwila do unieszkodliwienia tej grupy agresorów. Atak z zaskoczenia okazał się skuteczny. Po wystrzeleniu wszystkich nabojów obsłudze rkm udało się wycofać. Z 15-osobowej dobrze uzbrojonej obsady motocykli, przy życiu pozostało prawdopodobnie tylko czterech w tym jeden ciężko ranny.
Niektóre źródła podają, że zginął także dowódca prowadzący grupę rozpoznawczą. Wśród Niemców powstał popłoch. Przy¬puszczano że napotkano na nierozpoznaną przez wywiad niemiecki polską linię obrony. Kiedy wymiana ognia ucichła, nadjechał niemiecki wojskowy samochód skrzyniowy do przewozu żołnierzy piechoty, na który pospiesznie ładowano zwłoki poległych motocyklistów. Z relacji Henryka Sosny wynika, że poległych w tym starciu Niemców mogło być powyżej 10. Sterta ich ciał ułożonych w skrzyni samochodu wojskowego wystawała powyżej burt. „Raus" - taki rozkaz usłyszał Sosna, kiedy zajmujący się poległymi zorientowali się, że są obserwowani przez miejscowego Polaka.10

Niemieckie czołgi w pogoni za wycofującymi się żołnierzami polskimi

Nadjeżdżające od Rydułtów dalsze czołgi niemieckie w liczbie około 20 zostały zgrupowane na linii wyjściowej do ataku na ściernisku przylegającym do domu Skupinów -naprzeciw obecnego budynku transformatora.
wiska w przydrożnych rowach i kontrolowali okoliczne domy w poszukiwaniu polskich żołnierzy. Przypuszczano, że mogą się oni również znajdować w budynku głożyńskiej szkoły. Pod osłoną karabinu maszynowego żołnierze niemieccy wtargnęli do szkoły zabezpieczając się rzuconym do budynku granatem ręcznym. W poszukiwaniu polskich obrońców niemiecka piechota penetrowała wykopane przez ludność cywilną polowe schrony przeciwlotnicze rzucając do nich uprzednio granaty ręczne."
Kiedy Niemcy stwierdzili, że nie mają do czynienia z przygotowaną polską linią obrony, a jedynie natrafili na wycofującą się grupę polskich saperów i żołnierzy z oddziałów wartowniczych, kilka niemieckich czołgów ruszyło w pogoń za opuszczającymi rejon starcia i uchodzącymi w kierunku kopalni „Ema" Polakami. Ostrzeliwując wszystko co napotkały w pobliżu - stodoły, domy mieszkalne, brogi słomy, plantacje kukurydzy dotarły do obecnej ulicy Napierskie-go, gdzie u Brachmanów zniszczyły kierat oraz ostrzelały stojącą w oknie domu matkę z dzieckiem. Wydarzenie to relacjonuje ostrzelany wtedy przez niemiecki czołg Hubert Kozielski.
Obecnej ulicy Kostki Napierskiego, opodal końca ulicv Wrzosowej. Z okna na piętrze naszego budynku, obserwowaliśmy z matką wydarzenia jakie miałv miejsce na Glożrnach w odległości około 1,5 km. Dochodziły do nas pierwsze odgłosy zaczętej zaledwie przed kilkoma godzinami wojnv. Płonął dom Szwaba, zaczęły się palić coraz bliżej nas położone stodoły — było ich 7. Mimo zbliżającego się warkotu czołgów, nie schowaliśmy się do piwnicy, nie poszliśmy do wykopanych polowych schronów. Mając 7 lat nie rozumiałem jeszcze słowa „wojna". Nagle w pobliżu naszego domu pojawi! się czołg z białym krzvżem : wcelowanym w nas karabinem maszynowym. Matka chwyciła mnie, i skoro tylko zdążyliśmy przylgnąć do podłogi, na nasz dom posypał się grad pocisków wystrzelonych z żelaznego kadłuba oznakowanego białym krzyżem. Pociski wpadły również przez okno, do pokoju w którym byliśmy. Dzięki szybkiej reakcji matki, zostaliśmy żywi. Zacząłem tez lepiej rozumieć słowo wojna".'2
Należy zaznaczyć, że walką jaką wywiązała się w Głożynach były zupełnie zaskoczone pozostałe oddziały Wehrmachtu, które znajdowały się wtedy na terenie Biertułtów i Rydułtów. Świadczy o tym chociażby fakt, że na widok dymów unoszących się z pożarów stodół i domu Szwaba, zarządzono w tych oddziałach alarm gazowy, podejrzewając że Polacy użyli gazów bojowych. Kiedy wysłane w pogoni niemieckie czołgi wróciły i zakończono przeszukiwania rejonu boju za polskimi żołnierzami zaczęto formować w odpowiednim szyku kolumnę pojazdów Wehrmachtu, po czym wyruszyła ona z blisko dwugodzinnym opóźnieniem wyznaczoną trasą, aby jak najszybciej dotrzeć pod Pszczynę. Nie wiadomo co stało się z wziętymi do niewoli żołnierzami polskimi, których miało być około 12. Według relacji świadków, prowadzono ich bez bluz wojskowych i pasów w kierunku Biertułtów.

Kiedy ostatni pojazd niemiecki opuścił Głożyny, w rejon boju zaczęli ściągać mieszkańcy okolicznych domów, wśród których znajdował się również autor niniejszego opracowania.
Zastany widok był szokujący: dogasające zgliszcza domu Szwaba, obok którego leżały zwłoki polskich żołnierzy w przypalonych przez pożar mundurach. Dogasały zgliszcza okolicznych stodół. Pociski z karabinów maszynowych spowodowały, że z płotów pozostały tylko strzępy sztachet. Gdzieniegdzie leżeli ciężko ranni polscy żołnierze, wśród których znajdował się dowódca oddziału wartowniczego por. Kupfer.
Powracający teraz myślami do tamtych chwil, obecnie 86-letni Zygmunt Szymiczek, relacjonuje:
„Pamiętam, że na łące w pobliżu dogasających zgliszczy domu powstańca śląskiego Wincentego Szwaba leżał ranny polski żołnierz. Kula przebita mit brzuch na wylot, krew strugą wypływała z rany postrzałowej. Śmiertelnie ranny bardzo cierpiał, tracił siły, ale był Jeszcze przytomny. Do otaczającej go grupki głożynian, resztkami sil wszeptał: .Jestem z Krakowa, pozdrówcie ..." - nie zdążył dokończyć zdania. Przyciskał kurczowo do piersi otrzymany list, który zaczyna! się od słów ,, Kochany Staszku'.". Nie wiadomo, czy był to list od narzeczonej, czy od matki. Tajemnicę listu Staszek zabrał ze sobą do grobu. Pochowano go z listem na piersi" '\
Natomiast Antoni Konieczny tak relacjonuje wydarzenia związane z pobytem na glożyńskim pobojowisku:
„...dochodząc już prawie do domu, doszły mnie od strony Głożyn odgłosy serii strzałów, a potem zobaczyłem nad lasem kłęby dymu. Kiedy strzelanina ucichła, wraz z innymi udałem się ku spalonemu budynkowi, którym okazał się dom mieszkalny Wincentego Szwaba - śląskiego powstańca. Widok był makabryczny. Obok palącego się jeszcze domu leżały opalone przez pożar ciała polskich żołnierzy. W oddali snuły się kłęby dymu z innych wznieconych przez Niemców pożarów. Wśród przybyłych oko-licznych mieszkańców panowało milczenie : przygnębienie. [...] P<)stanowilem ndcić v/<? śladami pogoni niemieckich czołgów ..; uchodzącymi w kierunku kopalni Ema i koksowni Radlin rozproszonymi grupami polskich żołnierzy. [...] Kiedy dobiegiem do stawów i hałd kopalnianych, zauważałem dwóch ciężko rannych polskich żołnierzy. Pobiegłem do pobliskiego budynku Szkoły Podstawowej (obecnie mieści się tam Gimnazjum nr l -przyp. B.A.), gdzie zlokalizowany był w ramach Obrony Narodowej punkt opatrunkowy. Pełniące tam służbę siostry wezwały lekarza - doktora Budnioka, podczas kiedy w dwójkę z obecnym w szkole Janem Adamczykiem przetransportowaliśmy obydwu "rannych do punktu opatrunkowego, którzy po zaopatrzeniu przez przybyłego lekarza - doktora Budnioka, zostali odwiezieni do rybnickiego szpitala, mieszczącego się na ulicy Rudzkiej. Była już godzina 12.00, kiedy wróciłem do domu, gdzie spotkałem brata mojej matki, powstańca Konrada Wencla, który przybył do nas, aby ukryć się przed Niemcami. Planowaliśmy uciec z Radlina w trójkę, razem z jego bratem Frankiem, gdyż wszystkim nam groziło aresztowanie. Ucieczka jednak nie doszła do skutku14"
Mimo trudnej sytuacji, w jakiej znaleźli się żołnierze Kupfera, Czubasiewicza i Dobesza, niektórym z nich udało się przedostać do swoich oddziałów macierzystych, znajdujących się w rejonie Pszczyny. Walczyli dalej pod Wyrami i Mikołowem (gdzie zginęły 3 osoby) i pod Tomaszowem Lubelskim.
Zwłoki poległych żołnierzy polskich przewieziono do Szpitala Spółki Brackiej w Rydułtowach. Stamtąd wyruszył w niedziele dnia 3 września 1939r orszak pogrzebowy, w którym uczestniczyły tłumy Polaków z Rydułtów i okolicznych miejscowości. Jedna z trumien niósł osobiście lekarz rydułtowskiego szpitala doktor Dadaczyński, za co był potem prześladowany przez okupacyjne władze niemieckie 5.
Polegli spoczywają w zbiorowej mogile na cmentarzu Parafii św. Jerzego w Rydułtowach. Po wojnie rydułtowianie wznieśli pomnik nagrobny przedstawiający postać polskiego żołnierza. Obok jest tablica z. napisem: OJCZYZNA SWYM OBROŃCOM POLEGŁYM 1. 09. 1939." i nazwiskami poległych. Niestety dane o osobach spoczywających w grobie są niepełne.
W nowszych opracowaniach książkowych można spotkać pełniejsze dane osobowe o poległych w Głożynach:
Kapral Jan Kozłowski Kapral Jurek Mylak (Mylok) Kapral Surek (Syrek) - imię nieznane Szeregowy Jan Wiejak (Wojak) Szeregowy Siwek - imię nieznane16

Na uwagę szczególną zasługują losy porucznika Tadeusza Kupfera, który ranny, nie mając możliwości dalszej obrony, zgodnie z honorem polskiego oficera postanowił popełnić samobójstwo, strzelając sobie w serce. Przez długi czas był w różnych publikacjach zaliczany do poległych w boju głożyńskim. Pośmiertnie został nawet odznaczony Krzyżem Virtuti Militari. Dopiero w latach 70-tych ubiegłego wieku okazało się, że porucznik Kupfer nie zginął. Potwierdziły to listy wysyłane przez niego do redakcji „Gazety Krakowskiej" i Wincentego Szwaba.
Jak się okazało, nieprzytomnego porucznika wraz z ciałami poległych zabrano z pola walki do rydułtowskiego szpitala. Tam stwierdzono, że samobójcza kula trafiła w serce w czasie skurczu, i dla tego nie była śmiertelna. Po przeprowadzonej operacji por. Kupfer został przetransportowany pod niemiecką eskortą do szpitala w Rybniku, skąd przy pomocy żony udało mu się uciec do Krakowa. Tam działał aktywnie w strukturach ruchu oporu, za co pod koniec wojny został aresztowany i zesłany do obozu koncentracyjnego. W 1945 roku wyjechał do Stanów Zjednoczonych. Dopiero po przeszło 30 latach od boju w Głożynach z polskiej prasy dowiedział się, że jest zaliczany do poległych. Tę mylną wiadomość prasową zdementował w swoich listach, o których wspominano już wyżej.
..Przeszłość zachowana w pamięci jest częścią teraźniejszości" - tak uważał Tadeusz Kotarbiński. Dołóżmy starań, by wydarzenia związane z bojem w głożynach stały się elementem pamięci historycznej kolejnych pokoleń radlinian.







Autorem publikacji jest Błażej Adamczyk
Tekst pochodzi z Dodatku do Biuletynu informacji publicznej Radlin 2009
Ostatnio zmieniony 5 gru 2011, o 22:11 przez Lonewolf, łącznie zmieniany 1 raz.

Lonewolf
Szeregowy
Posty: 48
Rejestracja: 5 lis 2011, o 21:17
Lokalizacja: Radlin/Syrynia

Nieprzeczytany post autor: Lonewolf »

Szkice walk
Załączniki
Głozyny 2.JPG
Głozyny 1.JPG
Ostatnio zmieniony 5 gru 2011, o 22:15 przez Lonewolf, łącznie zmieniany 1 raz.

SID
Starszy kapral
Posty: 207
Rejestracja: 7 lut 2007, o 15:14

Nieprzeczytany post autor: SID »

Osobiście uważam ten artykuł o Festung za kaczkę dziennikarską jakiegoś polskiego redaktora. Bo ta gazeta miała być podobno .... monachijska. Nie wiem kogo w Monachium obchodziły Głożyny i jak tamtejszą gazetę z początków września zdobył polski autor opowiastki.
SID

Lonewolf
Szeregowy
Posty: 48
Rejestracja: 5 lis 2011, o 21:17
Lokalizacja: Radlin/Syrynia

Nieprzeczytany post autor: Lonewolf »

Ten artykuł w gazecie Radlińskiej nie jest inspirowany niemiecka gazeta. Jest odrębna publikacja świadka tego wydarzenia w oparciu o relacje innych osób które to pamiętaj. Pewnie Festung to mocno przesadzone ale potyczka miała miejsce.

SID
Starszy kapral
Posty: 207
Rejestracja: 7 lut 2007, o 15:14

Re: 1.09.1939 "Festung Glazin"

Nieprzeczytany post autor: SID »

Mam pytanie wiążące się z tym tematem. Czy ktoś wie kiedy 1 września pierwsze czołgi niemieckie pojawiły się w Boryni ?
SID

SID
Starszy kapral
Posty: 207
Rejestracja: 7 lut 2007, o 15:14

Re: 1.09.1939 "Festung Glazin"

Nieprzeczytany post autor: SID »

Mam kolejne pytanie. Czy jest komuś wiadome, by jakiś oddziałek z działkiem ppanc był na przedpolu Wodzisławia 1 września ?
SID

ODPOWIEDZ