Małe miasteczko powiatowe. Zaledwie 15 tys. ludności. Jedną z głównych ulic jest prosta jak drut ulica biegnąca z południa na północ lub, jak kto woli, z północy na południe. Na końcu południowym- dworzec kolejowy. Brzydka budowla w stylu niemieckim / w dobie rozwoju kolei było to miasteczko niemieckie/. Północny koniec ulicy zamyka kościół. Duża, neo-gotycka budowla z dwiema strzelistymi wieżami, usadowiona na wzgórzu , otoczonym trzema głównymi ulicami. Dwie z tych ulic biegną na wschód, trzecia wolno opada na zachód, w kierunku centrum miasta.
Kościół zbudowany ze składek mieszkańców i okolic poświęcony jest św. Antoniemu, który to, jak głosi legenda, uratował przed laty miasto od zatopienia.
Rynek położony jest jakby w dolinie pozostawionej przez wyschnięty staw. Nazwa miasta nawiązuje do tej okoliczności - w stawie hodowano ryby.
Na rynku Ratusz , drugi kościół i stare 2-3 piętrowe kamieniczki. Partery kamieniczek okupowane przez najróżniejsze sklepy. Na placu znajdującym się w centralnej części rynku spotykamy się co roku w noc sylwestrową. Po złożeniu życzeń najbliższej rodzinie biegniemy na rynek gdzie zawsze stoi ogromna choinka, składamy sobie życzenia, śpiewamy, tańczymy.
Obok kościoła, mniej okazałego jak ten na wzgórzu, biegnie ulica prowadząca na cmentarz- miejsce, do którego zdąża większość mieszkańców miasteczka. Kościołów – biorąc pod uwagę liczbę mieszkańców, jest w tym mieście dużo, bo aż cztery. Ten na wzgórzu, na rynku, kolejny w zachodniej części miasta /kościół o.o.franciszkanów/ i czwarty obok dworca kolejowego. Ten ostatni to maleńki kościół o.o misjonarzy, połączony z ogromnym, 4-ro piętrowym gmaszyskiem w którym przed wojną było seminarium duchowne, przygotowujące młodych ludzi do pracy misyjnej.
Ilość kościołów nie miała jednak większego wpływu na pobożność mieszkańców. Pod tym wzgl. mieszkańcy niczym nie różnią się od mieszkańców podobnych miasteczek, mających tylko jeden kościół. Było chyba wręcz odwrotnie- łatwy dostęp do tych przytułków wiary nie wymagał ani wyrzeczeń ani umartwień co mogłoby być w niebiosach poczytane jako zaliczka na poczet pokuty za popełnione nieprawości.
Mieszkańcy miasta, należący do parafii św. Antoniego, uważają się za wybrańców Boga. Reprezentują uratowanych kiedyś mieszczan, budowla jest okazała a i liczba parafian największa.
Wszystkie większe uroczystości kościelne odbywają się w tym kościele i biorą w nich udział mieszkańcy całego miasta.
Nie bez znaczenia jest powszechnie panujące przekonanie, że św. Antoni pomoże każdemu, kto coś zgubił i każdemu komu potrzebna jest odrobina szczęścia.
Mieszkałam w budynku znajdującym się w połowie tej długiej i prostej ulicy między dworcem a kościołem. Była to dokładnie połowa ulicy- kiedyś wymierzyłam odległości krokami.
Zachodnia strona tej ulicy zabudowana jest wysokimi, 4-5 piętrowymi kamienicami. Po stronie wschodniej jest tylko kilka budynków. Idąc od dworca w kierunku kościoła jest tam budynek biura jednaj z kopalń, potem LO / do połowy lat 50-tych szkoła wyłącznie dla chłopców/, Szkoła Podstawowa / jak obok-kiedyś dla chłopców/ Szkoła Zawodowa i Technikum Górnicze. Pomiędzy Szkołą Podstawową a Szkołą Zawodową jest ogromna łąka na środku której znajduje się basen przeciwpożarowy. Łąka jest wspaniałym miejscem do wszelkiego rodzaju zabaw, ale rodzice nie za bardzo pozwalają nam tam biegać, bo znajdujący się tam staw nie jest zabezpieczony i pochłonął już kilkanaście dziecięcych ofiar.
Aby dostać się na łąkę dzieci muszą przebiec przez jezdnię. I choć samochodów w miasteczku jest niewiele- jest to jednak pewne zagrożenie.
Łąka od wschodu zamknięta jest terenem ogromnej fabryki . Na części łąki, pomiędzy fabryką a stawem, rosły przez kilka lat ogromne słoneczniki . Słoneczniki stały gęsto jeden obok drugiego i wyglądało to jak las. Kiedy jednak znaleziono tam zamordowaną młodą dziewczynę, władze miasta zlikwidowały tę uprawę.
Od rynku, w kierunku południowym biegną dwie szerokie ulice przy których znajdują się ważne dla miasta budynki:
Sąd Powiatowy, Urząd Miasta, dwa kina, Poczta, Szpital Miejski , komisariat MO, hotel z chlubą miasta- lustrzana sala balową, dwie duże restauracje i kilka małych kawiarenek i cukierenek.
Ulice te kończą się dużym placem targowym a za nim jest dworzec autobusowy.
W kierunku zachodnim od rynku są uliczki zabudowane domami mieszkalnymi. Na północy miasta jest kąpielisko, tor żużlowy i Szpital dla Nerwowo i Psychicznie Chorych.
I tu nie wiem czy powinnam, ale umieszczę kilka zdań dot.fragmentu mojego dzieciństwa.
Mieszkanie mojej rodziny znajduje się na zapleczu 4-ro piętrowej kamienicy, na I piętrze. Tzw. „wychodek” znajduje się na podwórzu- jeden dla nas, drugi dla rodziny mieszkającej na parterze. Mieszkania w kamienicy to duże mieszkania 7-8 pokojowe, podzielone na 2 a nawet 3 odrębne mieszkania.
Dom z kamienicą połączony jest pomieszczeniem zwanym pralnią- tam większość gospodyń przychodzi robić „duże” pranie- jest tam kocioł do gotowania bielizny i kilka wanien.
Do drugiego boku domu przyczepione są budynki gospodarcze a naprzeciw domu jest ogromny ogród, a właściwie sad, bo rosną tam tylko krzewy i drzewa owocowe. Jest to ogród marzeń i pokus wszystkich dzieci mieszkających w okolicy. Ogród z jednej strony kończy się przy ulicy a na jego drugim końcu znajduje się willa właściciela. Położenie domu właściciela ma dla nas, dzieci, ogromne znaczenie. Właściciel obserwujący ogród potrzebuje 5-8 minut aby dobiec i złapać złodzieja. A tych zawsze jest kilku przy czym, jedno z dzieci stoi na „czatach” przy oknie na 4-tym piętrze kamienicy i daje natychmiast znać gdy widzi biegnącego właściciela. Gdy uciekamy, zawsze robimy to w przeciwnym kierunku niż mieszkamy. My uciekamy przez płot od strony tego drugiego budynku a dzieci stamtąd- na nasze podwórko. Złapane dziecko zapytane gdzie mieszka mówi „tam” i wykonuje ruch w niemożliwym do określenia kierunku. Na pytanie „jak się nazywasz” odpowiadamy podając tylko imię, udając półgłówków, którzy nie znają swojego nazwiska. Interwencja właściciela z tego powodu kończy się tylko klapsem na pupę.
Zabudowania i ogród utworzyły duże, prostokątne podwórko na którym bawią się dzieci z naszych dwóch domów jak i dzieci domów znajdujących się z drugiej strony ogrodu. Czasami jest nas około 50-ciu, co dotkliwie daje się we znaki mieszkańcom domów. Dlaczego? Chyba nie trzeba tłumaczyć.
Miasto otoczone jest lasami i ogromnymi polami. Jest gdzie chodzić na wagary. Tam nikt nas nie znajdzie a że chodzimy na wagary małymi 3-4 osobowymi grupkami / czasem większymi/ , nie grozi nam żadne niebezpieczeństwo ze strony ewentualnego złoczyńcy.
W moim mieści ostatni raz byłam przed trzema laty. Zmieniło się ogromnie, rozrosło. Tam gdzie były pola wybudowano osiedla mieszkaniowe i osiedla domków jednorodzinnych. Na obrzeżu miasta powstał pięknie zagospodarowany duży zalew. Dostarcza wodę do wybudowanej elektrowni. Jest to miejsce wypoczynku dla mieszkańców. Okoliczne lasy zapewniają świeże i czyste powietrze .
Wybudowano nowoczesny szpital, odnowiono kamieniczki przy rynku. Miasto jest piękne, ale utraciło swój niespotykany urok.
|