Rybnik- miasto mojego dzieciństwa
Tak - właśnie Magiera. Z tą Hutniczą to chyba nie tak - Obecnie od Kościuszki w prawo to Sant Valier ( ku teatrze) a w lewo to chyba nadal Hutnicza ( koło MPIKU i dawnej kwiaciarni i ogrodnictwa Zotyki). Do niedawna był tam w głębi sklepik z częściami elektroniki. A na końcu Hutniczej mieszka (mieszkał ?) mój kumpel.
Ostatnio zmieniony 26 maja 2011, o 09:05 przez stachn, łącznie zmieniany 2 razy.
Huta Silesia i okolice.
Huta Silesia dzieliła się na dwa zakłady przedzielone drogą. Na początku ulicy, przy której był zakład był zakładowy przejazd kolejowy.
Dolny zakład – z lewej strony idąc od „miasta” i górny – z prawej strony. W dolnym zakładzie produkowane były przede wszystkim lodówki i wyposażenie dla wojska. Tam tez mieliśmy swoją siedzibę jako szkolorze ZSZ przy Hucie Silesia specjalizacja: monter urządzeń chłodniczych oraz moja specjalizacja ( ale tylko szkolna) - ślusarz. Był tam też dział remontowy i kuźnia. W górnym zakładzie była narzędziownia, emaliernia, cynownia ( wydzielała straszne zapachy bo w kadziach na powierzchni cyny był roztopiony łój), wytłaczania garnków, czajników, patelni, baniek na mleko itp. Mnie najbardziej interesowała narzędziownia, bo tam miałem większość praktyki i emaliernia – ale ta to z hmmm innych powodów. Tam też miały swoją siedzibę uczennice i uczniowie naszej szkoły, ale o specjalności emaliernik.
Aby przejść z jednego zakładu do drugiego trzeba było pokonać dwie portiernie, przy czym na górnym zakładzie była taka dodatkowa portiernia, która można też było wejść na zakład o ile poruszało się między zakładami.
Na końcu ulicy był punkt napełniania butelek woda sodową – często nas tam posyłano z wózkiem po wodę. Dalej to już był budynek poczty. Co było dalej to już nie pamiętam – chyba przedszkole .
Dolny zakład graniczył z basenem. Za basenem wzdłuż ulicy Mikołowskiej było lodowisko – ale nie wiem czy było kiedyś czynne. Z tyłu basenu to chyba był już staw.
Idąc wzdłuż ulicy Mikołowskiej napotykało się na leśną drogę odbijająca w lewo. Można było się nią dostać na ulice Gliwicką ( teraz to już szeroka droga asfaltowa). Na początku tej dróżki z prawej strony była leśniczówka a dalej strzelnica sportowa. Z lewej strony płynęła sobie spokojnie rzeka Ruda. Wpadała ona chyba na tamę ( taki zbiornik wody z rybkami), która znajdowała się na końcu drogi z prawej strony. Ale nie pamiętam, w którym miejscu przechodziłaby przez drogę. Tama była, rzeka też, ale czy miały ze sobą coś wspólnego to już nie za bardzo pamiętam.
To tyle na dziś - muszę niestety zająć się czymś innym
Huta Silesia dzieliła się na dwa zakłady przedzielone drogą. Na początku ulicy, przy której był zakład był zakładowy przejazd kolejowy.
Dolny zakład – z lewej strony idąc od „miasta” i górny – z prawej strony. W dolnym zakładzie produkowane były przede wszystkim lodówki i wyposażenie dla wojska. Tam tez mieliśmy swoją siedzibę jako szkolorze ZSZ przy Hucie Silesia specjalizacja: monter urządzeń chłodniczych oraz moja specjalizacja ( ale tylko szkolna) - ślusarz. Był tam też dział remontowy i kuźnia. W górnym zakładzie była narzędziownia, emaliernia, cynownia ( wydzielała straszne zapachy bo w kadziach na powierzchni cyny był roztopiony łój), wytłaczania garnków, czajników, patelni, baniek na mleko itp. Mnie najbardziej interesowała narzędziownia, bo tam miałem większość praktyki i emaliernia – ale ta to z hmmm innych powodów. Tam też miały swoją siedzibę uczennice i uczniowie naszej szkoły, ale o specjalności emaliernik.
Aby przejść z jednego zakładu do drugiego trzeba było pokonać dwie portiernie, przy czym na górnym zakładzie była taka dodatkowa portiernia, która można też było wejść na zakład o ile poruszało się między zakładami.
Na końcu ulicy był punkt napełniania butelek woda sodową – często nas tam posyłano z wózkiem po wodę. Dalej to już był budynek poczty. Co było dalej to już nie pamiętam – chyba przedszkole .
Dolny zakład graniczył z basenem. Za basenem wzdłuż ulicy Mikołowskiej było lodowisko – ale nie wiem czy było kiedyś czynne. Z tyłu basenu to chyba był już staw.
Idąc wzdłuż ulicy Mikołowskiej napotykało się na leśną drogę odbijająca w lewo. Można było się nią dostać na ulice Gliwicką ( teraz to już szeroka droga asfaltowa). Na początku tej dróżki z prawej strony była leśniczówka a dalej strzelnica sportowa. Z lewej strony płynęła sobie spokojnie rzeka Ruda. Wpadała ona chyba na tamę ( taki zbiornik wody z rybkami), która znajdowała się na końcu drogi z prawej strony. Ale nie pamiętam, w którym miejscu przechodziłaby przez drogę. Tama była, rzeka też, ale czy miały ze sobą coś wspólnego to już nie za bardzo pamiętam.
To tyle na dziś - muszę niestety zająć się czymś innym
Ulica Hutnicza nadal istnieje i tak jak napisałeś jest to jakby przedłużenie St.Vallier.
Co do Magiery, to pamiętam go bardzo dobrze, bo przez niego straciłam swego pierwszego stałego zęba Magiera był kolegą mojego taty i ponoć byłam tam po znajomości.
Maszynka do borowania mu się zawsze zacinała i kopał w takie coś na ziemi brrrr Złe wspomnienia.
Co do mleczarni na rogu Mickiewicza i Kościuszki, to pamiętam, że pracowała w niej taka bardzo miała i ładna pani. Miała coś wyjątkowo łagodnego w twarzy i była ewenementem wśród ekspedientek z tamtych czasów, gdyż była nadzwyczajnie uprzejma.
Do Zotyki się oczywiście chodziło po kwiaty, np. z okazji takiego dnia jak dzisiaj
A "Jedynki" - szkoły, nie znosiłam.
Co do Magiery, to pamiętam go bardzo dobrze, bo przez niego straciłam swego pierwszego stałego zęba Magiera był kolegą mojego taty i ponoć byłam tam po znajomości.
Maszynka do borowania mu się zawsze zacinała i kopał w takie coś na ziemi brrrr Złe wspomnienia.
Co do mleczarni na rogu Mickiewicza i Kościuszki, to pamiętam, że pracowała w niej taka bardzo miała i ładna pani. Miała coś wyjątkowo łagodnego w twarzy i była ewenementem wśród ekspedientek z tamtych czasów, gdyż była nadzwyczajnie uprzejma.
Do Zotyki się oczywiście chodziło po kwiaty, np. z okazji takiego dnia jak dzisiaj
A "Jedynki" - szkoły, nie znosiłam.
Magiera na moje nieszczęście też leczył moje zęby. Prywatnie. A jak wyleczył? Lepiej nie wspominać.
Wspomnienia mojego brata pokrywają się z tym co napisałam o łączce naprzeciw naszego domu. Jest młodszy i trochę więcej pamięta. A czepianie się furmanek, to była domena chłopaków. Dziewczyny tego raczej nie robiły.
Ogrodnictwo Zotyki było chyba największe w okolicy. Tam zrobiono mój bukiet ślubny, tam też robiono wieńce na pogrzeby moich rodziców. Nie pamiętam jednak, czy zajmowali się tylko kwiatami, czy warzywami też.
Sklep mleczarski też pamiętam. Zawsze była tam b. miła obsługa. A był to fenomen tamtych czasów. Wtedy w większości sklepów klient był złem koniecznym.
Wspomnienia mojego brata pokrywają się z tym co napisałam o łączce naprzeciw naszego domu. Jest młodszy i trochę więcej pamięta. A czepianie się furmanek, to była domena chłopaków. Dziewczyny tego raczej nie robiły.
Ogrodnictwo Zotyki było chyba największe w okolicy. Tam zrobiono mój bukiet ślubny, tam też robiono wieńce na pogrzeby moich rodziców. Nie pamiętam jednak, czy zajmowali się tylko kwiatami, czy warzywami też.
Sklep mleczarski też pamiętam. Zawsze była tam b. miła obsługa. A był to fenomen tamtych czasów. Wtedy w większości sklepów klient był złem koniecznym.
Na następną wycieczkę po starym Rybniku proponuję udać się ulicą Żorską w dół do przejazdu kolejowego. Oczywiście wtedy nie było tam jeszcze wiaduktu tylko normalny przejazd kolejowy tzw. „szlabany”. Przy czym w kierunku Żor biegł tylko jeden tor. Przejazd ten istnieje do dziś, ale w wersji okrojonej – zabezpiecza dojazd do czegoś tam ( dawniej magazynów chyba „WPH”).
Za przejazdem kolejowym w prawo odbijała polna droga biegnąca wzdłuż torów kolejowych i płotu z rzeźni. Przed kolejową wierzą ciśnień droga ta rozwidlała się – jedna szła dalej prosto w kierunku wieży i parowozowni a druga odbijała w lewo. Po przejściu kawałka drogi biegnącej w lewo dochodziło się do takiej dużej stodoły zwanej „Milerową stodołą” – były tam jakieś magazyny. Dalej droga biegła wśród pól aż do dzielnicy zwanej Brzeziny. Właśnie tam mieliśmy sporych rozmiarów ogród. Obecnie tereny te są zalane i zniszczone tak, że trudno mi się w nich rozeznać. Biegnie tam droga (chyba nadal jest to Prosta) do Makro. Droga ta istniała już wtenczas – a przynajmniej jej fragment – bo z ogrodu można było iść właśnie obok cegielni na ulice Prostą i dalej przez tunel na Kościuszki.
Wracając do ulicy Prostej. Gdzieś jadąc ta ulica od strony dworca (lub kamyka jak kto woli) było odbicie drogi w prawo. Tą droga dochodziło się do lasku – w nim był grób nieznanego żołnierza, którym opiekowali się harcerze z szczepu przy szkole nr 1. Ta droga zatarła mi się jakoś w pamięci chodziarz bardzo często jeździłem nią na motorze. Hmm pamięć ludzka jest zawodna.
Za przejazdem kolejowym w prawo odbijała polna droga biegnąca wzdłuż torów kolejowych i płotu z rzeźni. Przed kolejową wierzą ciśnień droga ta rozwidlała się – jedna szła dalej prosto w kierunku wieży i parowozowni a druga odbijała w lewo. Po przejściu kawałka drogi biegnącej w lewo dochodziło się do takiej dużej stodoły zwanej „Milerową stodołą” – były tam jakieś magazyny. Dalej droga biegła wśród pól aż do dzielnicy zwanej Brzeziny. Właśnie tam mieliśmy sporych rozmiarów ogród. Obecnie tereny te są zalane i zniszczone tak, że trudno mi się w nich rozeznać. Biegnie tam droga (chyba nadal jest to Prosta) do Makro. Droga ta istniała już wtenczas – a przynajmniej jej fragment – bo z ogrodu można było iść właśnie obok cegielni na ulice Prostą i dalej przez tunel na Kościuszki.
Wracając do ulicy Prostej. Gdzieś jadąc ta ulica od strony dworca (lub kamyka jak kto woli) było odbicie drogi w prawo. Tą droga dochodziło się do lasku – w nim był grób nieznanego żołnierza, którym opiekowali się harcerze z szczepu przy szkole nr 1. Ta droga zatarła mi się jakoś w pamięci chodziarz bardzo często jeździłem nią na motorze. Hmm pamięć ludzka jest zawodna.
- woytas
- Nadszyszkownik Generalny
- Posty: 7388
- Rejestracja: 6 gru 2006, o 21:33
- Lokalizacja: Stolica regionu
- Kontakt:
Kafelki duperelki kraniki dywaniki - takie rzeczy tam dzisiaj sprzedają
Księga Ezechiela: 25,17. "Ścieżka sprawiedliwych wiedzie przez nieprawości samolubnych i tyranię złych ludzi. Błogosławiony ten, co w imię miłosierdzia i dobrej woli prowadzi słabych doliną ciemności, bo on jest stróżem brata swego i znalazcą zagubionych dziatek. I dokonam srogiej pomsty w zapalczywym gniewie, na tych, którzy chcą zatruć i zniszczyć moich braci; i poznasz, że Ja jestem Pan, gdy wywrę na tobie swoją zemstę". BAAM! BAAM! BAAM!
Wspomnień ciąg dalszy. Czy ktoś jeszcze pamięta taką zabawę polegającą na toczeniu koła przy pomocy kawałka drutu? Koło najczęściej było od starego roweru, sama obręcz no i robiło cudowny, niesamowity hałas. Myślę, że nikt z was takiej zabawy nie uskuteczniał. Ale popytajcie waszych rodziców.
No i zapytajcie czy ktoś pamięta słynną "gromniczkę". Tę górkę o której pisałam.
Mam jeszcze pytanie- czy coś takiego jak "hazyn- hajda" jeszcze istnieje? To były pola za rzeźnią.
No i zapytajcie czy ktoś pamięta słynną "gromniczkę". Tę górkę o której pisałam.
Mam jeszcze pytanie- czy coś takiego jak "hazyn- hajda" jeszcze istnieje? To były pola za rzeźnią.
staro felga od koła
felga od starego koła wymodelowany drut w kształcie litery ,,y''-to był sprzęt do uprawiania sportu motorowo-rowerowego oczywiście musiał być też tor taki jak na żużlu ,sędziowie ,nagrody cały szoł .Potraficie wyobrazić sobie ośmiu zawodników i ich przejazd ulicą pod oknami sąsiadów ? Ale to był moment reszta zabawy odbywała się na placu zwanym ,,Wały''.Dzisiaj wiem że był to teren po byłej strzelnicy wojskowej-znajdował się na końcu ulicy Wodnej i rozciągał się do ulicy Strzeleckiej .Teren ten lato zima służył za plac zabaw dla dzieci z okolicznych ulic-placu tego już niema ,stoją tam domki .
Idąc obecną ul. Kolejową, w którym miejscu jest/była ta wieża ciśnień?stachn pisze:Przed kolejową wierzą ciśnień droga ta rozwidlała się – jedna szła dalej prosto w kierunku wieży i parowozowni a druga odbijała w lewo.
Kawałek dalej za zakrętem gdzie Kolejowa moćno zakręca w stronę sławnej już stodoły jest dróżka prowadząca do obiektów energetyki. Znajdują się tam jakieś ruiny, resztki ścian z małymi prostokątnymi okienkami, jakby strzelniczymi. Co tam było?
w_e
Może chodzi o to że koło było podzielone na pół, każdy stawał na swojej połowie i rzucał nożem, tam gdzie się wbił to odkrajał kawałek terytorium przeciwnika, aż przeciwnik nie miał już kawałka ziemi żeby stać, rzucało się tak długo dopóki nóż się wbijał, jak się nie wbił, to ruch miał przeciwnik i mógł się odkuć
Acha, rzeczywiście tak to chyba było. Przypominam sobie to "odkrawanie" z tym, że nie rzucaliśmy nożem a kawałkiem płaskiej dachówki lub płaskim kamieniem. Może starsze dzieciaki rzucały nożem. Była jeszcze taka gra w samoloty ale też dokładnie nie pamiętam jak to było.
A może ktoś pamięta inne zabawy z tamtych lat?
A może ktoś pamięta inne zabawy z tamtych lat?